24.03.2015

Namiot jest naszym domem



Kilka lat temu, zaraz po tym jak zdałem prawo jazdy pożyczyliśmy oldschoolowego pick-upa, załadowaliśmy nasz ekwipunek na pakę i ruszyliśmy w góry.
Jechaliśmy w kierunku Pienin, zdobywając po drodze Babią Górę i kilka szczytów w Tatach.

Mieszkaliśmy w namiocie, ale nigdy nie było nam ciasno - cały las i góry były naszym podwórkiem.

Uwielbiam góry. Ich klimat i spokój sprawia, że czuję się tam bezpiecznie, jak u siebie.

Zanim Rio skończył swój pierwszy rok złaziliśmy z nim sporą część polskich pasm i masywów. Na początku pies był dodatkowym balastem, bo góry poznawał z perspektywy plecaka, albo był noszony na rękach (w Górach Stołowych miałem zakwasy ramion, a nie nóg). Aż do czasu, kiedy stał się dużym pieskiem i mógł już swobodnie razem z nami łupać dziesiątki kilometrów.

Swobodne bieganie po lesie jest dla niego dobrym urozmaiceniem treningów. Przeskakiwanie nad zwalonymi konarami, omijanie gałęzi, zbiegi po zboczach, wskakiwanie na pnie ściętych drzew i lądowanie w miękkiej ściółce – Rio to uwielbia. Przecież las to wielki tor przeszkód o nieograniczonych możliwościach kombinacji.



Ale góry to również dogtrekking, który poza tymi kilkoma dniami w roku jest dla nas ważny ze względu na wcześniejsze treningi i przygotowania. Samą imprezę traktujemy symbolicznie, bo niezależnie od oficjalnych startów często sami, na własną rękę ruszamy bladym świtem, żeby zaliczyć kilka męczących podbiegów i ekstremalne zbiegi (nasze ulubione :-) ). 

Podczas tych marszobiegów Rio angażuje się na 100%, bo kocha biegać. Po założeniu szelek i zapięciu linki z amortyzatorem ładnie współpracuje, niezależnie od dystansu. Ale bywa, że w przypływie emocji chce zacząć nawet długą trasę od sprintu, więc trzeba go stopować, żeby się nie wystrzelał na samym początku. 




Góry potrafią nas wessać. Na półdzikich szlakach Durmitoru, to pies nas prowadził i bezbłędnie wskazywał właściwy kierunek przez całą drogę. Jadąc do Czarnogóry, naszym celem był trekking po górach Dynarskich, a będąc tam z psem czuliśmy, że on nie pozwoli nam zabłądzić.
Wspominam o tym, bo kiedy wdajemy się w jakąś żywiołową rozmowę, to zdarza nam się nie patrzeć na oznaczenia szlaków, albo celowo wydłużać drogę, żeby iść tropem zauważonej sowy, albo bardziej malowniczą stroną góry. Co kończy się różnie… Na przykład w Barcelonie więcej czasu zajęło nam łażenie po nieturystycznych trasach Tibidabo, niż uganianie się za budynkami Gaudiego.





My góry zwiedzamy na dwa sposoby. W strojach do biegania i z lekkim plecakiem, jak podczas szybkich przebieżek po gorących górach Chorwacji, które zaczynają się od samego brzegu morza, a kończą ponad 1000m nad jego poziomem. Albo, jak planujemy również w tym roku, wielodniowo; zaopatrzeni w sprzęt turystyczny, łażąc z namiotem, wtapiamy się w góry i bez pośpiechu kontemplujemy otaczającą nas przyrodę.  

W tym miejscu warto usprawiedliwić fakt, że nasz pies śpi z nami w łóżku – skoro przez cały sezon wakacyjny wszyscy razem koczujemy w jednym namiocie (bo cieplej i bezpieczniej), to jaki sens ma mieszanie zwierzakowi w głowie i zmiana zasad tylko dlatego, że jesteśmy w domu?




Na koniec może Was zaskoczę pisząc, że jednym z naszych trekkingowych marzeń jest dokładne zwiedzenie Słowenii.  

Słowenia jest małym krajem (15 razy mniejsza od Polski), o którym rzadko się u nas rozmawia. Kraj gór (90% powierzchni) i lasów (prawie 50%), którego wybrzeże ma długość zaledwie 46,6km, więc przebiegnięcie tego dystansu zajęłoby jakieś 4 godziny. Miejsce magiczne. 

Kiedy tam byliśmy Słowenia zrobiła na mnie wrażenie ostoi, do której warto uciec na starość. Gdzie ludzie są życzliwi, wszędzie jest blisko, a nawet w samej stolicy życie toczy się spokojnie. 
Kraj w którym nie ma potrzeby uciekać przed zgiełkiem, wieżowcami i ciągłym pędem, bo tego tu nie ma.




6 komentarzy:

  1. Fajnie :) Ja też uwielbiam chodzić, ale nie po górach. Właściwie to nienawidzę wchodzenia pod górkę, jedynie po w miarę równym terenie :) Życzę Wam wielu górskich wędrówek, spełniania górskich marzeń! :)
    Trzymajcie się!
    K&T
    jackterror.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniałe zdjęcia! Blue merle są takie boskie. Zamierzamy dokupić Oziemu takiego kolegę :D.

    Co do łażenia po górach to też lubimy, ale wolimy nasze Polskie, Ozi nie zniósłby upału Hiszpanii czy też Chorwacji.

    Zapraszamy do nas:
    http://karelowokolorowo.blogspot.com/

    http://beagle91.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeczytałam ten post tak jakbym czytała na prawdę ciekawą książkę , gratuluję talentu do pisania :)
    Pozdrawiamy Aza , Rambo , Max i Dominika :)
    swiatmoichzwierzaków.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Agnieszka Gabryś30 kwietnia 2015 15:56

    Słowenia jest piękna i jeszcze mocniej zmotywowałaś mnie do wycieczki tam :)
    Marmurkowy też ma tak, że nie wygląda i nie czuje się zmęczony przez cały czas (niezależnie od dystansu, czasu, temperatury…) aż do zakończenia wycieczki? G'Iro tak funkcjonuje i to strasznie mylące, do tego trzeba się pilnować i myśleć za niego :p

    OdpowiedzUsuń
  5. Oh góry!!! Jak mozna ich nie pokochac???
    Moim marzeniem jest kilkumiesieczna wyprawa z psem w poprzek Kanady, tak zeby zobaczyc Jukon jesienią :)

    OdpowiedzUsuń