Debiut na DCDC mamy za sobą. Wystartowaliśmy z Rio w Toss&Fetch we Wrocławiu, ale nie będziemy chwalić się wynikami, bo nie ma czym.
Musimy popracować nad naszymi rzutami i nad psią łapalnością (głębszym chwytem dysku). Jednak to co w tym pierwszym razie było dla nas najważniejsze i udało się naszemu teamowi zrealizować, to element socjalizacyjny - pies był pięknie skupiony, nie był zestresowany, miał bardzo szybkie powroty.
Nie mamy jakiegoś strasznego wkręta w tą dziedzinę i niewiele w nią inwestujemy (i czasu na treningach, i w zdobywaniu wiedzy), więc wydaję mi się, że nasz poziom jest proporcjonalny co do wysiłku jaki we frisbee wkładamy. Ale.... kto wie, kto wie...
Żałujemy, że nie mogliśmy być na DCDC w Poznaniu, bo poznaliśmy już stres towarzyszący zawodom i myślę, że mózgi całej naszej trójki pracowałyby na lepszych obrotach. Jednak mamy całkiem sensowną wymówkę - pojechaliśmy na kilkudniowy reset nad jezioro.
Był dogdiving, frisbee, bieganie, rowery itd. Znaleźliśmy też trochę czasu, żeby przećwiczyć wiedzę zdobytą na LADC (figury freestylowe, pierwsze sekwencje itd.).
Co dalej?
Szykujemy formę fizyczną do dogtrekkingu i do wakacyjnej wyprawy, ale o tym później!
Kurcze... Trzymamy kciuki za postępy! Zdjęcia ZAJE!
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki ! Pierwsze zdjęcie jest PIĘKNE !!! :)
OdpowiedzUsuńPiękny marmur! Piękne zdjęcia! :) Gratuluję debiutu, u nas jeszcze do niego długa droga... :)
OdpowiedzUsuń