O co chodzi?
O wyzwanie, które stawiasz przed sobą i sukcesywnie dążysz
do jego zrealizowania. Na youtube można
zobaczyć ten film,
na którym dziewczyna (Karen X. Cheng) prezentuje, jakie zrobiła postępy w tańcu trenując przez rok. Warto obejrzeć, bo inspirujące. Autorka pchnięta falą
popularności założyła portal, którego użytkownicy realizują i dokumentują własne
założenia realizowane w 100 dni. Inicjatywa i nazwa strony to Give it 100. Niesamowite czego ludzie chcą się nauczyć…
Idea jest fantastyczna, więc my też podjęliśmy wyzwanie i
postanowiliśmy przyzwyczaić naszego psa do podróżowania w psiej przyczepie
rowerowej.
Po co?
A no po to, żeby zabierać psa wszędzie ze sobą, również na dłuższe wypady rowerowe. Dla psa przebiegnięcie krótkiego odcinka przy rowerze to nie problem, ale kiedy dzienne założenie to kilkadziesiąt, a cała wyprawa to dystans liczony w setkach kilometrów, no to pies musi mieć swój pojazd.
Nasze życie to jedna wielka podróż, w której towarzyszy nam
pies. Jesteśmy taborem cygańskim, który przemieszcza się z całym swoim
dobytkiem. Wszystko, czego potrzebujemy możemy unieść na plecach. Mimo, że
mieszkamy w mieście, to jesteśmy silnie związani z naturą. Razem obserwujemy
przyrodę, łazimy po górach i przedzieramy się przez leśne zarośla. Natomiast
bez roweru nasza tułaczka byłaby nieznośnie powolna.
Z resztą są ludzie (i psy), którzy pokazali, że takie spojrzenie na życie jest wykonalne i całkiem przyjemne: Worlds Berween Lines.
Z resztą są ludzie (i psy), którzy pokazali, że takie spojrzenie na życie jest wykonalne i całkiem przyjemne: Worlds Berween Lines.
Nosił wilk razy kilka, powieźli i wilka.
Przyczepę kupiliśmy w ubiegłym roku i po krótkim oswojeniu, zabraliśmy
ją na jeden z wakacyjnych wyjazdów. Ale pies nie był zachwycony taką formą podróżowania...
Nasz pies ma tendencję do bycia zawsze pierwszym – na czele drużyny, więc opcja jazdy na końcu rowerowego szeregu była
dla niego trudna do zaakceptowania.
Dlatego zdecydowaliśmy, że w tym sezonie bardziej się zaangażujemy. Chcieliśmy, żeby pies traktował to jako super zabawę, a nie karę.
Dlatego zdecydowaliśmy, że w tym sezonie bardziej się zaangażujemy. Chcieliśmy, żeby pies traktował to jako super zabawę, a nie karę.
Naukę podzieliliśmy na etapy i zaczęliśmy postępować dokładnie
tak, jak w przypadku oswajania psa z klatką (kennel’em). Zaczęliśmy od
regularnego podawania posiłków w przyczepie, później nagradzaliśmy samodzielne
wejścia i grzeczne pozostawanie w leżeniu. Zwiększaliśmy czas spokojnego
oczekiwania na nagrodę i zaczęliśmy zamykać wejście.
Ten żółty mebel na kółkach stał się elementem wystroju w
naszym mieszkaniu, aż pies całkowicie zaakceptował swój nowy wóz.
Teraz przyszła pora na zwiększenie wymagań i zmianę
otoczenia, więc od kilku dni wynosimy przyczepę i rower z naszego mieszkania na
dwór. Pies wskakuje do środka na komendę „pakuj się” i spacerujemy po chodniku
wzdłuż ruchliwej ulicy. Mijamy ludzi, rowerzystów i inne psy. Przyspieszamy i
zwalniamy, żeby pies odczuwał te zmiany i przyzwyczajał się do nich.
Podjeżdżamy pod krawężniki i zmieniamy nawierzchnie.
No i krążymy pod oknami sąsiadów, którzy z
ciekawością oglądają te nasze zmagania. Zgarbieni truchtamy po chodniku ciągnąc
za sobą psa w przyczepce i krzyczymy „dooobry pies!”.
Przyczepa
Na początku planowaliśmy kupić używaną przyczepę dziecięcą i
przerobić ją na nasze potrzeby, ale nie znaleźliśmy odpowiednio dużej wersji. Firmówki
typu Croozer, czy Burley wyglądają rewelacyjnie, ale ich ceny dochodzą do
2000zł, a my nie mieliśmy pewności, czy pies podejdzie do tego pomysłu z równym
entuzjazmem co my. W trakcie poszukiwań trafiliśmy na sprzedawcę, który
oferował nowe przyczepy dla psów, które były aktualnie najtańsze na rynku. Postanowiliśmy
zaryzykować, z myślą, że jeśli nie spełni
naszych oczekiwań, to w przyszłości ją przerobimy. Kupiliśmy i jesteśmy
zadowoleni.
Zalety?
- Element łączący przyczepę z rowerem (to metalowe ramię) jest zakończony sprężyną, która jest elastyczna i zapobiega wywróceniu przyczepy. Jeżeli rower upadnie to przyczepa nadal będzie stać na swoich kółkach.
- Folia przeciwdeszczowa, którą można zwinąć, jeżeli nie jest potrzebna. Nie mieliśmy okazji jej wytestować, ale to raczej dla pozoru, niż jako ochrona przed deszczem, ale miło, że producent pomyślał.
- Kółka mają wentyle rowerowe, więc można je napompować, poza tym łatwo odczepiają się od przyczepy.
- Dwa wejścia: z przodu i z tyłu przyczepy.
- Zdejmowana podłoga ułatwia czyszczenie.
Wady?
- Delikatna konstrukcja.
- Przyczepa nie składa się łatwo i trzeba się trochę z nią posiłować, żeby zapakować ją do samochodu albo szafy.
- Materiałowa siatka, z której zrobione są drzwi już ma dziury od psich pazurów.
- Wad jest pewnie więcej, ale na razie tylko to rzuciło nam się w oczy.
Sesje są krótkie i atrakcyjne dla psa, takie żeby nie zdążył się znudzić jazdą. Systematycznie wydłużamy czas oczekiwania na nagrodę, żeby wymuszać progres. Różnicujemy miejsca treningów i trasy. Ćwiczymy codziennie.
Taka przyczepa to świetna sprawa, sama od jakiegoś czasu zastanawiam się nad tym wynalazkiem, bo lubię jeździć na rowerze, a mając małe psy ciężko pokonywać dłuższe trasy. Nie mogę doczekać się kolejnych relacji, może w końcu też się zdecyduję :).
OdpowiedzUsuńAleż fajna sprawa z tym portalem, nie widziałam tego wcześniej! Założyłam konto i będziemy sobie stawiać wyzwania :) Zobaczymy, jak nam pojdzie :)
OdpowiedzUsuńJa też byłem zachwycony tym pomysłem. W takim razie trzymam kciuki za podjęte wyzwanie!
UsuńPierwsze moje pytanie to dlaczego ja wcześniej nie wiedziałam o istnieniu tego bloga? ;)
OdpowiedzUsuńCałe szczęście dzięki pozostawieniu komentarza pod naszym postem, już tu jestem. Po przeczytaniu pierwszej notki pozwoliłam sobie od razu adresik zapisać i tzw. "wolnej chwili" nadrobić zaległości.
Kurcze świetna sprawa z tą przyczepką. Też nam się marzy. W ubiegłe wakacje postanowiliśmy popróbować takiej opcji, skorzystaliśmy z faktu posiadania znajomych z dziećmi, wyposażonych w dużą przyczepkę.
W domu rewelacja, aż chwilami trzeba było wypraszać towarzystwo ze środka, bo 4 futra (w tym 2 koty) na raz to lekka przesada ;)
Niestety po wyjściu na zewnątrz nie było już tak kolorowo. Psica chętnie wylegiwała się w środku, pod warunkiem, że pies tez tam był. No ale Shadow, choćby mu łapy ktoś obciął MUSI biec. Ten pies nie lubi bezczynnie podróżować. Byliśmy za słabi i po kilku próbach odpuściliśmy. Choć do tematu na pewno wrócimy, choć by po to by wybrać się nad genialne niemieckie jeziorka, do których mamy rzut beretem i odwiedzamy je na rowerach. Jednak dla psiaków 50-70 km w jeden dzień plus ogrom energii utopionej w jeziorze to stanowczo za dużo.
Będziemy śledzić Wasze poczynania i dzięki temu nabierać motywacji.
Już widzę jak Boniakowa grzecznie siedzi w przyczepie ;-D Podejrzewam, że gdyby została z nią na chwilę sama, to postanowiłaby ją zbadać organoleptycznie ;-) Wszystko musi najpierw posmakować - Ostatnio kupiłam kurtkę puchową, taką wersję "torebkową", którą można zwinąć do małego woreczka i mieć zawsze przy sobie. Widziałam, że sucz się koło niej kręci, ale nic, zwinęłam do worka i położyłam na fotelu. Kilka chwil później nakryłam Bonę, jak z kurtką w pysku bezszelestnie próbowała przemknąć do klatki, franca jedna! Pozdrawiamy, Asia i Bona http://piesoswiat.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń